czwartek, 26 lutego 2015

Butki na zimę – czy aż tak trudno?

Długo nie pisałam, bo ani o czym ani czasu nie było i tak trochę, z dnia na dzień, blog odszedł w zapomnienie. Ale jak każdy typowy Polak – gdy jest na co ponarzekać, to robię to głośno i dosadnie. Więc jak w temacie – co się stało z butami na zimę?
I tym razem nie chodzi mi już nawet o wygląd. Naprawdę. Zimowe butki (no, w tym przypadku jesienno-zimowe; najstarszemu dziecku noga już tak nie pędzi i spokojnie można na pół roku kupować) to muszą ciepłe być – wiadomo. Ale ostatnio to porażka, paranoja i zgryzota moja straszna. Bo się rozwalają.
Wiadomo – dzieciak biega, tapla się w liściach, błocie, śniegu, czasem psich kupkach (na szczęście nie za często) no i buty mokną, ale żeby się tak od razu miały rozklejać? Czy my już wszystko z Chin sprowadzamy, czy co? I jak tu się nie złościć proszę ja was…
Na szczęście już trochę odetchnęłam, drugie buty kupiłam (nawet skusiłam się przez internet, bo co z tego, że w sklepie patrzę, oglądam, jak i tak nic nie wypatrzę, a w internecie to sklepy nie chcą sobie ostatnio psuć opinii, a łatwo o to). No i na razie ok. Jak się utrzymają bodaj do początku wiosny, bo więcej to już nie marzę po tych przejściach, to na pewno napiszę. A jak nie, to też napiszę. Tylko, że źle – a co! (A swoją drogą to ładne nawet, takie milusie, może dlatego się skusiłam?:D)

wtorek, 24 września 2013

Wesele

Długo by się można rozpisywać o przygotowaniach i wrzawie, jaka zapanowała u nas w tym przedweselnym czasie. Starsza bardzo się przejęła przygotowaniami i cały czas zmieniała kreacje i domagała kolejnych rzeczy. W końcu udało się ją uspokoić pożyczeniem mojego ulubionego naszyjnika, z którym o dziwo nic się nie stało, a kochana córka pilnowała go jak oczka w głowie. Ale to nie o przygotowaniach miałam pisać, a o weselnych kreacjach i to tylko tych najmłodszych uczestników.
 Choć wesele dość spore, ponad setka osób lekką ręką, to dzieci nie było zbyt wiele. Oprócz naszych tylko szóstka: rodzeństwo brat i siostra, chłopak i reszta dziewczyny. Rozpiętość wiekowa również niewielka, chyba żadne nie przekroczyło 2kl podstawówki, ani nie było młodsze niż 2 latka. Tak więc moje obserwacje są bardzo mocno zawężone, mimo to podzielę się teraz nimi.

Po pierwsze wśród dziewczynek nie królował róż. Byłam tym bardzo mile zaskoczona, bo choć nie mam awersji do tego koloru, nuży mnie opakowywanie wszystkiego "na jedno kopyto". U dziewczynek największą moją uwagę zwróciła kreacja najmłodszej. Była to sukienka bombka z złotym dołem i czarną górą z guziczkami z przodu, coś jak te na samym dole tutaj http://blumore.pl/21-sukienki. Czasem ta obfita sukienka zawijała się małej w przedziwny sposób powodując rozbawienie i rozczulenie. Poza tym dziewczynki wyglądały bardzo elegancko, ale nie próbowano zrobić z nich na siłę dorosłych kobiet, jak to czasem się zdarza. Równocześnie nie chodziły wystrojone jak pyzy czy też weselny tort, który miał w tym wypadku bardzo grubą, cukrową warstwę. Kolory raczej stonowane, przeważnie kremowe. Chyba nawet takie były najlepsze, bo małe dziewczynki mogły się poczuć trochę jak Panna Młoda:) Jedna miała różowe akcenty przy sukience, które świetnie się komponowały i nie raziły tandetą.

Chłopaki początkowo w garniturach - jeden czarny, drugi granatowy. W kościele prezentowali się przepięknie. Jednak już na początku wesela pozbyli się zbędnych części ubrania i dokazywali w rozwianych koszulach. Muszę jednak przyznać im rodzicom, że bardzo się postarali, gdyż każdy detal pasował do siebie (począwszy od butów, na krawacie skończywszy). Wiele więcej w tej kwestii nie napiszę, bo ubrania były raczej proste w kroju, koszule standardowe białe, bez żadnych udziwnień.

Zabawa była świetna, choć niestety dość szybko musieliśmy wracać. Mam nadzieję, że to nie ostatnie wesele w najbliższym czasie. I nawet wyglądało na to, że mam rację:D

wtorek, 10 września 2013

Ubrania ładne, a dzieci brudne

Jak wspominałam- następny wpis też będzie dotyczył kilku wskazówek, a dokładnie chodzi o... odplamianie ubrań. Bo na co dziecku ładne ubranka, jeśli nie może się w nich bawić a każda plamka powoduje awanturę w domu?
Tak więc nie rozpisując się zanadto chciałam zaprezentować kilka najczęstszych koszmarów matek i sposobów na ich pokonanie. Oczywiście metody te nie pochodzą ode mnie, a z różnych źródeł (w tym zapewnień znajomych, że nie ma lepszego sposobu). Osobiście przetestowałam na razie tylko kilka z nich (i obym nie musiała więcej), a zatem przedstawiam moją "szczęśliwą siódemkę":

1. Błoto
 Najlepiej czyścić je na sucho, dlatego po odczekaniu zeskrobujemy najgrubsze warstwy błota i dokańczamy roboty drucianą ściereczką czy inną szczotką. Później możemy spróbować prania, jednak to rzadko pomaga przy jasnych i delikatnych tkaninach. Przy tych czytałam o metodzie czyszczenia białym chlebem (na sucho), jednak nie mogę potwierdzić skuteczności. Ja osobiście albo zaprasowywałam, żeby wykruszyć resztki niestartego błota, albo (w skrajnym przypadku) przemywałam spirytusem. Tylko wtedy trzeba koniecznie jeszcze raz siup do pralki!

2. Trawa
 To mój największy koszmar, szczególnie przy chłopcach. Choć metod jest wiele, żadna nie daje 100% gwarancji sukcesu:C Zanim zacznie się cokolwiek robić, należy zapamiętać jedną zasadę – nigdy do gorącej wody! Co do użytych do czyszczenia substancji najczęściej wymieniane są woda utleniona, alkohol (70%), kwasek cytrynowy i płyn do naczyń. Niektórzy twierdzą, że wystarczy skropić plamy cytryną – tym szczęściarzom zazdroszczę. Z ciekawszych informacji – podobno do wełny należy użyć ciepłego alkoholu.

3. Żywica
 Może nie u każdego jest to popularne zabrudzenie, ale w towarzystwie moich podwórkowych iglaków – mam z nim do czynienia bardzo często. Na szczęście, w porównaniu do wcześniej wymienionego paskudztwa, usuwanie jej idzie mi dość sprawnie. Terpentyna, spirytus i aceton to złota trójca środków dla tego zabrudzenia. Jest jednak kruczek – może i plamy łatwo schodzą, ale równie łatwo zniszczyć ubranie, dlatego trzeba bardzo uważać!

4. Długopisy a mazaki
 Usunięcie tuszu długopisowego jest bardzo trudne, w przeciwieństwie do zabrudzeń od flamastrów. Jak wyczytałam w internecie te drugie często są tak produkowane, by nie sprawiały problemu przy czyszczeniu. Pewnie dlatego kupując (czy dostając) mazaki lepszych firm zawsze wystarczyło solidne pranie. Wracając jednak do pierwszego – nie ma rady, trzeba trzeć. Najlepiej spirytusem (może być kosmetyczny), ale chwilę to schodzi. Dobrze jest, gdy plamy te znajdziemy na materiałach skóropodobnych (np. torebka córki, co daje mi pomysł na kolejny wpis), bo wystarczy jakieś mazidło (olejek, tłuszcz czy oliwka).

5. Krew
 Dopiero na piątej pozycji, ale to właśnie zainspirowało mnie do tego wpisu. W górach mogą zdarzyć się różne rzeczy, ale najczęstsze są obtarcia i odciski. Z tych pierwszych czasem poleje się trochę krwi i ubrudzi skarpetki. Czasem pociecha może zrobić sobie też „bubu” w kolanko, gdy skakała jak ta kózka, a dokładniej górska kozica. I naprawdę nie wiedziałam, że są jeszcze kobiety, które tego nie wiedzą, ale – nie wrzucać do pralki tylko od razu do lodowatej wody! Im starsza plama tym dłużej trzeba będzie prać i moczyć.

6. Jagody
 Prawdopodobnie zabrudzeniom spożywczym poświęcę kiedyś osobny wpis, ale po lecie to od jagód chyba najbardziej rzuca się w oczy. Tym bardziej, że niezwykle ciężko coś na nie poradzić i jeśli nie weźmiemy się za to na świeżo to już nie wróżę sukcesu. A stosujemy ocet. Czy to trzemy wacikami czy moczymy w roztworze. Innym sposobem jest potraktowania jedzenia innym produktem spożywczym, czyli ciepłym mlekiem.

7. Guma do żucia
Czy myśląc o najdziwniejszej zawartości lodówki (łamane na zamrażarki) przychodzą Wam na myśl spodnie? Bo mi nie – od dawna używam tej metody. Polega ona na wymrożeniu gumy, a następnym jej zeskrobaniu. Jeśli nie mam miejsca, używam acetonu, ale osobiście uważam to za gorszy sposób. A już najmniej uniwersalny to moim zdaniem (znalezione w necie) pranie ręczne w bardzo gorącej wodzie. Nie dość, że łatwo zniszczyć tkaninę to jeszcze nie wyobrażam sobie wkładać do takiej wody ręki na dłużej.

Znowu się rozpisałam, ale tak już mam. Piszę rzadko, a dużo!;) Dlatego nie obiecuję ani zapewniam , kiedy będzie następny wpis. Ale z pewnością będzie, bo pomysłów mam dużo.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

W góry

Już po wyjeździe. Niedługi, bo niedługi, ale bardzo nam się podobał. Jednak faktem jest, że w górach najważniejsze, by było wygodnie i ciepło, więc prezencja zajmuje dość niską pozycję. Nawet gdy świeci słońce, a niebo jest bezchmurne, trzeba być przygotowanym na nagłą ulewę lub zimne podmuchy wiatru. Tak niesprzyjające możliwości i duże wymagania postanowiłam potraktować jako wyzwanie i mimo to znaleźć coś zarówno funkcjonalnego, jak i nadającego się do prezentacji.

Tym razem łatwiej dla chłopców. Właściwie mogłabym rzec, że większość ubranek jest obupłciowa, ale (jak to w takich wypadkach bywa) – lepiej prezentują się na męskiej części klientów. Zacznijmy więc od dołu.

Buty – większość gór porośnięta jest lasami, a co za tym idzie - panuje w nich ciągła wilgoć. Kałuże i połacie błota rzadko wysychają, w dodatku ścieżki zwykle są kamieniste lub zarośnięte korzeniami i zielskiem. Dlatego warunkiem jaki musiałam spełnić było pełne obuwie, dobrze trzymające kostkę. Oczywiście jest wiele modeli trepów, jednak zwykle nie prezentują się one zbyt wybitnie, a cena dodatkowo nie jest mała. Rozwiązaniem, które w przypadku moich pociech zapewniło odpowiedni komfort, okazały się być kozaczki. Koniecznie nieocieplane, żeby nie zapocić nogi. Czasem zdarzą się też dobre półbuty, itd.

Ubranie – jak ubrać się na ciepło i zimno zarazem? Można zdecydować się na całkiem odpinane lub chociaż zapinane na różne wysokości nogawki. Odradzam też zakładanie dziewczynkom spódniczek, bo lubią się wczepiać w rosnące gęsto jeżyny, o czym miałyśmy się z córą okazję przekonać. Na górę fajny top i najlepiej modna kamizelka w stylu podróżniczym. Dodatkowo dzieciaki poczują się jak prawdziwi odkrywcy. Kolorystycznie polecam khaki, piaskowy, brąz lub oliwkę, na których ciężej zauważyć nieuniknione zabrudzenia. Radzę też wybierać materiały szybkoschnące.

Nakrycie głowy – koniecznie. Kapelusz, chusta, czapeczka czy co tam będzie pasować do reszty stroju, ale nie wolno o tym zapomnieć - dzieciaki zwykle będą narażone na przemian na upalne słońce albo ostry wiatr.

Atrybuty dziewczęce – jak mówiłam ciężko o ubrania typowo dla dziewczynek, dlatego polecam dobranie przynajmniej jednego, dwóch dodatków. Może to być koralikowy naszyjnik, apaszka (która przy okazji ochroni od wiatru) czy gustowna bransoletka.

Ale się rozpisałam. W takim wypadku kolejne wskazówki, które przyszły mi do głowy właśnie na tym wyjeździe, napiszę następnym razem.

środa, 21 sierpnia 2013

Piekleks

Piekło przeżyłam straszne!
"Sklep z odzieżą używaną", "tania odzież" czy popularnie "szmateks" brzmią stosunkowo niewinnie, ale kryją w sobie czeluści piekielne. Ale po kolei.

Namówiona przez Znajomą zostawiłam Potworki me pod opieką Babci (czyli mojej kochanej Teściowej, świetnie się ze sobą dogadują) i postanowiłam wybrać się "na szmaty". Znajoma podpuszczała mnie już od długiego czasu, to pokazując oryginalne ciuszki (właściwie nie noszone) jakie dorwała dla dzieciaków, to jakąś swoją fajną kiecę, a czasami przeróbki, gdzie materiałem podstawowym były właśnie zakupione tam artykuły. Ma być ładnie, stylowo, z pomysłem, ale niekoniecznie drogo, więc w końcu się zgodziłam.

I tak planowałam iść rano, potem miałam kupę rzeczy na głowie, ale Znajoma przeszła samą siebie (a przynajmniej tak myślałam). Wpadła do mnie o bladym brzasku pospieszając i nie zwracając uwagi na moje uwagi, że jeszcze przecież zamknięte. Postanowiłam bez względu na wszystko wypić swoją poranną kawę, więc pomimo jej jęczenia i gdakania, na miejscu byłyśmy "dopiero" 5 minut przed otwarciem.

Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam, a zdumienie nie opuszczało mnie aż do końca. Pod sklepem stał tłum ludzi (głównie starszych pań i młodych matek, jakieś 2 licealistki, facetów nie widziałam, dopiero później w środku). Nie żebym miała to pamiętać, ale "jak za PRL-u"! I wszyscy wyraźnie czekali na otwarcie. Znajoma łaskawie na moje zdziwione pytanie ("Co?!?!?!" - bardzo elokwentne, nie powiem...) wyjaśniła, że przecież mówiła, że dziś nowa dostawa. Często mijałam ciucholandy na moim osiedlu i nigdy czegoś takiego nie widziałam, ale ona stwierdziła, że tamte to nic, same buble, a tu można naprawdę fajne rzeczy dostać to i ludzi mrowie.

Zajęłyśmy miejsce w grupce, wciąż poszturchiwane przez narzekające babcie i nawet się nie spostrzegłam gdy fala wlała się do środka, zabierając nas ze sobą. A tam było tylko gorzej. Ludzie rozpierzchli się we wszystkie strony (dość energicznie jak na przewagę emerytów), przekrzykiwali się i kłócili. Największa grupa od razu rzuciła się na produkty dla dzieci, gdzie oprócz ubranek były też zabawki. Znajoma gdzieś mi zniknęła, ja zaczęłam się przepychać do artykułów dziecięcych, ale nie zostałam dopuszczona. Przecisnęłam się więc w stronę bluzeczek. Tam byłam świadkiem jak dwie starsze panie wyrywają sobie rzeczy z koszyka i wyzywają od złodziei. Postanowiłam wyjść, zanim oberwie mi się torebka albo zostanę zadeptana na śmierć - nie wiem co gorsze. Może wydaje wam się, że demonizuje, ale z całą pewnością było to bardzo niemiłe przeżycie i mimo że znajomej udało się upolować świetny czerwony top, to nie zamierzam tam wracać. Nigdy.

Na koniec przepraszam, że nie dodam nic o chłopięcych stylizacjach plażowo-kąpielowych, ale po prostu nie widziałam nic ciekawego. A pogoda dostała załamania (widać nie tylko ja je mam) i nie wiem czy w tym sezonie się jeszcze uda. Oby w górach tak nie lało, ale o tym po powrocie.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Nad wodą



Trochę zeszło, ale zamieszczam obiecany wcześniej wpis. A dotyczyć będzie strojów kąpielowych.
Ostatnio nad jeziorkiem zauważyłam, że wiele dzieci wcale ich nie nosi. I nie mówię tu tylko o maluchach! Nie wiem, jak wam, ale mi wydaje się to nieco dziwne i niewłaściwe. A przecież jest tyle ładnych strojów. Dla dziewczynek to nawet dodatkowa frajda z pójścia nad wodę – móc pochwalić się nowym zakupem. Naturalnie większość modeli jest różowa, ale i wśród nich znalazły się fajne koncepcje. Pomijając cukierkowe czy księżniczkowe motywy, mi bardzo przypadł do gustu delikatny, kwiecisty wzór o barwie kremowo-różowej z limonkowymi akcentami, doskonale komponujący się z materiałowym kapelusikiem, przepasanym wstążką. Nie dość, że dziewczynka wyglądała rozkosznie, to jeszcze kapelusik chronił ją przed (wyjątkowo ostrym ostatnimi czasy) słońcem. Moje Pociechy nosiły na razie chusty, ale może warto rozważyć wymianę garderoby?
Teraz dość często chodzimy się pluskać z Rodzinką, więc jeszcze zobaczę, czy podchwycę jakieś ciekawe pomysły i oczywiście się z Wami podzielę. Może uda mi się znaleźć jakiś ciekawy pomysł także dla chłopców?

środa, 31 lipca 2013

WITAM

Chciałam serdecznie powitać na moim blogu wszystkie przyszłe i obecne mamy, a może także tatusiów, ciotki i innych członków rodziny. Sama jestem członkinią dość wesołej gromadki, na którą składają się ja, Mój i moje maleństwa (choć nie wszystkie są już takie małe).

Jakiś czas temu, na wskutek rodzinnego spaceru (bo przecież pogoda piękna, to i słonka trzeba trochę zażyć), naszły mnie różne przemyślenia. Gdy tak patrzyłam na swoje i innych rodziców pociechy hasające po placu zabaw, przypomniałam sobie własne dzieciństwo. Wiecznie podziurawione spodnie, poplamione koszulki i przybrudzone buty, gdzie praktycznie wszystkie dostawałam po swoim bracie(!) i kuzynkach. Tylko jedno ładniejsze ubranko do kościoła.

A teraz? Czasy się zmieniły, dzieci nie wyglądają już jak poobdzierani bezdomni wałęsający się tu i ówdzie. Są wręcz śliczne! Doszłam do wniosku, że bardzo mi się to podoba i zaczęłam szperać w kierunku mody dziecięcej, fajnych ubranek i pomysłów, niekoniecznie za wysoką cenę. Tym też moi drodzy będę się z wami chciała podzielić na moim blogu. Już niedługo pierwsze wpisy!